fbpx
Przejdź do treści

MyFirst7Jobs, czyli siedem prac Aksia

Od kilku chwil na tabl­i­cy fejs­bukowej przewi­ja mi się hasz­tag MyFirst7Jobs. W postach tak oznac­zonych dzieli­cie się swoi­mi doświad­czeni­a­mi zawodowymi.

Postanow­iłem więc stworzyć takie zestaw­ie­nie i ja.

Inwentaryzacja i kliker

Nie będę ukry­wał — nie miałem zbyt wielu prac dory­w­czych. Ale dwie utk­wiły mi w pamię­ci szczegól­nie. Zdarzyło mi się kiedyś wybrać na całonoc­ną inwen­taryza­cję osied­lowego super­samu. Przez całą noc dość dużą grupą osób lecieliśmy po kolei wszys­tkie towary zapisu­jąc stan z pół­ki w swoich notat­niczkach. Od pier­wszej zbiór­ki do fajran­tu całość zajęła jakieś 12 godzin. Zaro­biłem około 20 zło­tych netto.

Drugim z zajęć było licze­nie osób wchodzą­cych do Galerii Krakowskiej w week­end po jej otwar­ciu. Siedzi­ałem przy jed­nym z wejść z klik­erem w ręce i moje zadanie pole­gało na zlicza­niu ile kobi­et wchodzi w danej godzinie do galerii… Tu już było nieco lep­iej z kasą, bo za kilku­nas­to­godzin­ną dniówkę zgar­ni­ałem jakąś stówkę.

Prace te nauczyły mnie jed­nego. Że chcę jed­nak w życiu utrzymy­wać się z czegoś innego.

Fotograf w Supersklepie

Zrekru­towano mnie na stanowisko fotoedy­to­ra. Czyli miałem szparować i obra­bi­ać w Pho­to­shopie zdję­cia pro­duk­tów, które dostawałem ze stu­dia fotograficznego.

Szy­bko jed­nak okaza­ło się, że ja coś tam z foce­niem mam wspól­nego, a ilość towaru do obfo­tografowa­nia prz­eras­ta jedynego skle­powego fotografa, którym był wtedy Maciek Cioch. I tak zostałem drugą osobą w skle­powym studio.

Nauczyłem się tu wiele.

Na przykład tego, jak wiązać sznurów­ki, żeby buty wyglą­dały fajnie. Albo jak szy­bko składać spod­nie czy tiszerty.

Przede wszys­tkim — jak pra­cow­ać w stu­dio. Jak ustaw­iać światło, jak redukować cie­nie, jak pra­cow­ać ze stołem bez­cieniowym. Jak focić trochę bardziej wyma­ga­jące pro­duk­ty, jak rękaw­icz­ki, gogle czy czap­ki. Jak eksponować pro­duk­ty i ich detale, żeby przy­cią­gały oko i zachę­cały do zakupu. Oraz tego, jak ogrom­na różni­ca jest między zdję­ciem wychodzą­cym ze stu­dia a tym trafi­a­ją­cym na stronę. Czyli gen­er­al­nie — nie wierz­cie we wszys­tko, co widzi­cie w internecie ;)

Ale przede wszys­tkim — choć sobie z tego wtedy nie zdawałem sprawy — zobaczyłem jak dzi­ała sklep inter­ne­towy od środ­ka. Co dzieje się z pro­duk­tem od jego trafienia na mag­a­zyn, prze­jś­cia przez stu­dio foto, obróbkę, wrzuce­nie do sklepu, przez moment wspar­cia sprzedażowego w postaci biu­ra obsłu­gi klien­ta, po pakowanie i wysyłkę oraz późniejszą obsługę gwarancyjną.

Pozycjoner w Deva Group

W pewnym momen­cie stu­diowa­nia postanow­iłem odpowiedzieć sobie na jed­no, ale zaje­biś­cie ważne pytanie: co chcę w życiu robić?

Wiedzi­ałem, że chcę robić inter­ne­ty. Wiedzi­ałem też, że nie będę ani grafikiem, ani pro­gramistą. Zacząłem więc aplikować na różnego rodza­ju stanowiska związane z obsługą klien­ta lub zarządzaniem pro­jek­tem. Słałem dziesiąt­ki mejli. I nic.

W pewnym momen­cie obniżyłem swo­je oczeki­wa­nia i… postanow­iłem iść na dar­mowy staż. Tak trafiłem do dzi­ału pozy­cjonowa­nia w jed­nym z por­tali. Moja rola sprowadza­ła się do wkle­ja­nia wskazanego lin­ka w setkach pre­cli czy linkowych kat­a­logów. Codzi­en­nie nowy link. I tak w kółko.

Równole­gle okaza­ło się, że zna­jomy ze studiów — Krzysiek Marzec — ma swo­ją fir­mę pozy­cjon­er­ską. I że w sum­ie — sko­ro już wiem jak to robić — to mógłbym wiec­zo­ra­mi robić to samo za kasę.

Dzię­ki temu zaję­ciu nauczyłem się pod­staw pozy­cjonowa­nia. Co praw­da ta dzi­ał­ka inter­ne­tu poszła do przo­du na tyle, że dziś już nie wiem na ten tem­at nic. Ale tam­tym cza­sie te pod­stawy przy­dały mi się przy kilku kole­jnych projektach.

PM i Blue Paprica

Jed­ną z niewielu osób, które odpisały na te wspom­ni­ane powyżej aplikac­je był Maciek Pału­bic­ki z agencji inter­ak­ty­wnej Blue Papri­ca. Wyciągnął do mnie rękę, gdy siedzi­ałem i pozy­cjonowałem por­talowe lin­ki. I dał szan­sę goś­ciowi bez żad­nego komer­cyjnego doświad­czenia w zawodzie.

Tak na prawdę przekon­ałem go na roz­mowie trze­ma rzecza­mi. Pomogły stu­dia na Elek­tron­icznym Przetwarza­niu Infor­ma­cji, które w tam­tym cza­sie i dla osób zori­en­towanych w tym co dzieje się na rynku były gwaran­tem jakoś­ci. Pomogło i to, że mniej więcej w tym cza­sie reje­strowałem się w prak­ty­cznie każdym napotkanym ser­wisie społecznoś­ciowym, żeby sprawdz­ić czym różni się od poprzed­nich (wspom­i­nałem o tym tutaj). Oraz fakt, że wiedzi­ałem jak od środ­ka pracu­je sklep inter­ne­towy. Bo Blue Papri­ca spec­jal­i­zowała się między inny­mi w tworze­niu sys­temów e‑commerce oraz por­tali społecznościowych.

Nauczyłem się tu na prawdę dużo. Bo i oga­r­ni­ałem wiele tem­atów. Byłem new busi­nessem szuka­ją­cym potenc­jal­nych klien­tów, accoun­tem tworzą­cym ofer­ty i dopina­ją­cym umowy, UXem pro­jek­tu­ją­cym maki­ety, menadżerem pro­jek­tu tworzą­cym har­mono­gramy, rozpisu­ją­cym zada­nia i pil­nu­ją­cym ter­minów ich real­iza­cji, testerem wery­fiku­ją­cym poprawność odd­awanych tasków. rekruterem budu­ją­cym zespół oraz… spec­jal­istą od mediów społecznoś­ciowych prowadzą­cym kil­ka stron na fejsbuku.

PM i Pride&Glory Interactive

W PAGI chci­ałem pra­cow­ać od momen­tu pow­sta­nia tej firmy. Bo lubiłem kli­mat agen­cyjny, a oni byli najlepsi.

Dołącza­łem w cza­sach, gdy nie prowadzili otwartej rekru­tacji, a wycią­gali po pros­tu intere­su­jące oso­by z różnych miejsc w Krakowie. Do dziś pamię­tam, jak Piotrek Fried­berg rozpoczął roz­mowę kwal­i­fika­cyjną od słów: “to co chcesz wiedzieć o nas? Bo ja wiem o Tobie wszys­tko”. I tak zostałem menadżerem pro­jek­tów, gdzie moja rola sprowadza­ła się do tłu­maczenia potrzeb klien­ta zebranych przez ekan­tów na język zrozu­mi­ały przez developerów.

Nauczyłem się tu pra­cow­ać z na prawdę duży­mi, kor­po­ra­cyjny­mi klien­ta­mi. Robiłem pro­jek­ty z na prawdę duży­mi budże­ta­mi. Dowiedzi­ałem się też co to asapy, fuck­upy i inne agen­cyjne słowot­wory. Ale przede wszys­tkim nauczyłem się… asertywności.

PM w Grow App

Po kilku udanych pro­jek­tach w PAGI, chłopa­ki postanow­ili prz­erzu­cić mnie do prowadzenia Bridgy’ego Jone­sa — pro­jek­tu gry na urządzenia mobilne z logiem jabł­ka. Było to fajne wyzwanie, bo ani z rynkiem gier, ani z mobilka­mi zbyt wiele wspól­nego do czynienia nie miałem.

I właśnie tego nauczyłem się tutaj. Przede wszys­tkim tego jakie są różnice między iOSem oraz Androi­dem i dlaczego na tą pier­wszą plat­for­mę opła­ca się tworzyć app­ki bardziej niż na drugą. Ale też przeszedłem przez cały pro­ces pozyski­wa­nia wydaw­cy i wdraża­nia aplikacji do App Store’a.

Pon­ad rocz­na pra­ca nad roz­wo­jem pro­duk­tu poz­woliła mi zrozu­mieć, że mam już dość agen­cyjnego try­bu pracy.

Product Owner i FreshMail

I dlat­ego właśnie trzy lata temu ucieszyłem się, gdy zadz­wonił do mnie Paweł Sala z propozy­cją dołączenia do zespołu FreshMaila.

Z początku przyszedłem tu uporząd­kować trochę pro­ces zarządza­nia pro­jek­tem. Obec­nie mam dużo więk­szy wpływ na ksz­tał­towanie zespołu oraz samego produktu.

To daje mi właśnie najwięk­szą radochę w pra­cy tutaj. Możli­wość bezpośred­niego wpły­wu na rozwój pro­jek­tu, który ma bard­zo sil­ną pozy­cję na rynku kra­jowym i coraz lep­iej zaczy­na radz­ić sobie na świecie.

Wciąż mam tu dużo wyzwań, wciąż dużo się uczę. I póki co — nigdzie się nie ruszam.