fbpx
Przejdź do treści

Muzyczny luty

Do muzy­cznych pod­sumowań miesią­ca zabier­ałem się już kil­ka razy. Ukaza­ło się pięć razy i stanowi jeden z najbardziej niereg­u­larnych cyk­lów na tym blogu. Ale znów naszła mnie ochotę. Więc oto jest.

Choć i tak nikt tego nie przeczyta.

FLUE potrafi

Błagam, nie próbuj mi nawet powiedzieć, że wciąż nie znasz Flue…

Wymieni­ałem ich w muzy­cznym pod­sumowa­niu 2014 i 2015. Przy­tacza­łem w dwóch z pię­ciu opub­likowanych miesięcznych pod­sumowań muzy­cznych. Poświę­ciłem im nawet cały wpis o kon­cer­cie w Har­risie.

Więc — mówiąc szcz­erze — jeśli mamy się kole­gować dalej, to nadrób zaległoś­ci natychmiast.

Czterech wari­atów z Krakowa przy pomo­cy jed­nego z ser­wisów crowd­fundin­gowych zbiera właśnie fun­dusze na wydanie swo­jej debi­u­tanck­iej pły­ty. Kam­pa­nia kończy się lada moment, a do real­iza­cji celu pozostało na prawdę niewiele.

Dołożyłem od siebie dwie cegieł­ki (paki­ety Go-Ryl i Dik-Dik). I Was również zachę­cam do dołączenia się.

Kam­panię moż­na potrak­tować to jako pre­order ich albu­mu. Winyl wyjdzie w lim­i­towanym nakładzie numerowanych 500 sztuk. A oso­by, które wesprą pro­jekt otrzy­ma­ją egzem­plarze z najniższy­mi numerkami.

Kliknij żeby wesprzeć: [ KLIK KLIK KLIK ]

VinylSwap w Bronowicach

Kil­ka tygod­ni temu powołałem do życia okołobl­o­gowy pro­jekt, który przy dobrych wia­tra­ch doczeka się real­iza­cji w okoli­cach czer­w­ca. Aby mógł w ogóle dojść do skutku, muszę najpierw uzu­pełnić muzy­czną kolekcję. I aby móc to wszys­tko sobie zaplanować, musi­ałem stworzyć listę płyt do zakupu. Umieś­ciłem na niej zarówno pozy­c­je potrzeb­ne do pro­jek­tu, jak i te wychodzące na bieżą­co. Aktu­al­nie zaw­iera około 50 pozy­cji i wciąż puchnie.

Na trze­ci Vinyl­Swap w Galerii Bronow­ice wybrałem się wyposażony w to zestaw­ie­nie i z moc­nym postanowie­niem, by nie wykraczać poza nie. Ku moje­mu zaskocze­niu… plan ten udało się zrealizować!

vinylswap

I z tego zestaw­ienia najbardziej cieszy Kram. Bo muzy­cznie to pły­ta wybit­na. Wypełniona po brze­gi breaka­mi aż proszą­cy­mi się o zsam­plowanie. I aż dzi­wi, że tak mało była do tej pory rezana.

Co innego Jurek Grun­wald. Jego “Za wielką bramą” goś­ciło na pły­tach Gram­mati­ka, Łony, Okolicznego Ele­men­tu i Szpilersów.

A sko­ro o Gram­matiku mowa…

Gdy pod­szedłem do jed­nego ze stanowisk z Sip­ińską w ręce usłysza­łem od hand­larza pytanie “Wiesz, że masz tam sam­pel ze Świateł mias­ta?”.

Wiedzi­ałem.

Vinyl Zone w M1

Jechałem do M1 spodziewa­jąc się dużej giełdy. Zas­tałem małą stre­fę przyk­le­joną do odby­wa­jącego się tamże w co trze­ci week­end miesią­ca targ staro­ci. W tym miesiącu gościn­nie swo­je pły­ty wys­taw­ił zna­jomy zna­jomych. I ja w tej wys­taw­ce się zakochałem.

Sporo rapu i nowych brzmień, dużo jaz­zu, soulu i funku oraz stan­dar­d­owa dawka rock­owych brzmień. Znaleźć tu moż­na było zarówno edy­c­je kolekcjon­er­skie (w słusznych cenach), jak i szroty za pięć zło­tych. Ale pier­wszy raz spotkałem się z kratą odpad­ków, w której wer­towanie spraw­iało mi przy­jem­ność. I wyjąłem stamtąd kil­ka sztuk.

Ostate­cznie do domu wró­ciłem z cztere­ma plack­a­mi. Oczy­wiś­cie żad­nego z nich na mojej liś­cie nie było… Ups :)

vinyl-zone

Naj­ciekawszą pozy­cją jest dość enig­maty­cz­na epka “How it was” opisana jako nu-jaz­zowy boot­leg Gille­sa Peter­sona. Nie jestem nieste­ty w stanie tego wygrze­bać ani na jutubie, ani nigdzie indziej. Ale brz­mi ciekawie.

Cieszy kole­jne dwanaś­cie cali z wokalem Alice Rus­sell, której brzmienia nigdy nie mam dość.

Z Ursulą Ruck­er zetknąłem się pier­wszy raz 15 lat temu, gdy dość dużo cza­su spędza­łem na eksplo­racji zasobów SoulSee­ka. Dlat­ego aż pod­skoczyłem, gdy wygrze­bałem dwu­nas­tocalowy singiel z jej debi­u­tanck­iej pły­ty “Supa Sista”.

Gdy­bym znów nie zapom­ni­ał zabrać słuchawek, to z epkąep­ką “Love, pussy­cats & car­wrecks” Funky Porcini’ego pewnie do domu bym nie wró­cił. Bo twór to niezwyk­le dzi­wny. Ale myślę, że prędzej czy później się do siebie przekonamy.

Kixnare na półce

Ku prze­strodze — pil­nu­j­cie aktu­al­nych adresów dostawy na Allegro.

Odkładałem zakup Kixowego “Rota­tions” z miesią­ca na miesiąc. Aż okaza­ło się, że nakład został wycz­er­pa­ny. Nie zostało mi nic innego, jak zakup z rynku wtórnego.

Udało mi się znaleźć alle­grow­icza z niewielkim narzutem cenowym w sto­sunku do wartoś­ci początkowej. Po kilku dni­ach od zakupu, final­izu­jąc zupełnie inną transakcję na Alle­gro zori­en­towałem się, że wskaza­łem adres dostawy nieak­tu­al­ny od co najm­niej roku. Efekt? Musi­ałem pokryć kosz­ty zwro­tu do sprzedaw­cy i ponownej wysył­ki. I final­nie za krążek zapłaciłem dwa razy drożej.

Nie żału­ję, bo jest tego wart i cieszy fakt, że dołączył do kolekcji. Ale mimo wszys­tko… głupota boli.

Nowy Ostry

Nie powin­no być dla państ­wa zaskocze­niem, że cieszę się z powodu wyda­nia kole­jnego krąż­ka przez Adama.

Miałem spore obawy w sto­sunku do tej pły­ty. Zwłaszcza od cza­su, gdy ogłos­zono jej nazwę — “Życie po śmierci”.

W pewnym sen­sie nie było to dla mnie zaskocze­niem. Ostry przeżył w zeszłym roku spory dra­mat i jed­ną nogą był po drugiej stron­ie. Choć całą his­torię opowiedzi­ał dość szczegółowo w wywiadzie dla Male­M­ana, to jed­nak nawet wśród zat­wardzi­ałych fanów sporo osób w ogóle nie wiedzi­ało co tak na prawdę się wydarzyło. Więc dzi­wnym nie jest, że Adam postanow­ił opowiedzieć na swój sposób, czyli za pomocą muzyki.

Nie oszuku­jmy się, Ostremu zdarza­ją się w tek­stach coel­hizmy. I bałem się, że pełno tu będzie tek­stów w sty­lu: “rób co kochasz bo na resztę szko­da cza­su”, “dbaj o zdrowie”, “szanuj matkę”, “dopiero sto­jąc nad krawędz­ią zauważasz ile rzeczy w Twoim życiu było nieważne”… No i te wszys­tkie rzeczy są. Ale tylko w postaci opowieś­ci snutej pomiędzy utworami…

Nie jestem jakimś szczegól­nym fanem skitów jako formy dopełnienia płyt. Dla słuchacza są ciekawe przy pier­wszym odsłuchu, ale po ‑nastym już zaczy­na­ją ciążyć. Trud­no jed­nak oczeki­wać, by ta his­to­ria została wydana w formie audio­booka… Więc trak­tu­ję to bardziej jako album konceptualny.

Z komen­tarzem do warst­wy muzy­cznej i tek­stowej samego mate­ri­ału jeszcze się wstrzy­mam, bo póki co z krążkiem miałem kon­takt tylko raz.

W tema­cie poligrafii Forin jak zwyk­le stanął na wysokoś­ci zada­nia. Przeczuwam wysoką pozy­cję w kole­jnej edy­cji CoverAwarts.

Życie po śmier­ci” dopisane do listy. Wkrótce powin­no pojaw­ić się na półce.

Nowy Kaliber

Nie wiem czy czekałem na ten powrót. Nie dane mi było sprawdz­ić żad­nego z kon­certów, które grali po reak­tywacji. Wielu wieszczyło tej pły­cie kompromitację.

Ale szcz­erze mówiąc — jest dobrze.

Nie jest to może pły­ta roku, ale na pewno smakow­ity kąsek dla fanów nie tylko zespołu, ale i gatunku. Więcej tu Abrad­a­ba niż Joki, ale nie powin­no być to zbyt dużym zaskocze­niem, bo reprezen­tan­ci Śląs­ka zdążyli już do tego przyzwycza­ić swoich słuchaczy.

Brzmieniowo “Ułamkowi tar­cia” bliżej do “3:44”, co mnie aku­rat cieszy, bo to moja ulu­biona pozy­c­ja w ich dyskografii.

Pewnie będę wracał.

Blunted Album na CD

Ostat­nie winy­lowe wydawnict­wo Metrowskiego rozeszło się w ciągu 24 godzin. Nie dzi­wi więc fakt, że zało­ga Queen Size Records postanow­iła wypuś­cić ten mate­ri­ał w wer­sji kom­pak­towej. I z tej okazji pojaw­ił się klip stwor­zone przez Exform­ers czyli Jaś­ka Gajdowicza.

Jestem fanem Maćkowych pro­dukcji, więc być może nie jestem do koń­ca obiek­ty­wny, ale „Blunt­ed album” to pozy­c­ja, którą zde­cy­dowanie warto na swo­jej półce posiadać.

Wodecki z Miczami na żywo

W zeszłym roku jak grom z jas­nego nie­ba spadła bom­ba w postaci wspól­nego pro­jek­tu Zbig­niewa Wodeck­iego z Mitch&Mitch, w ramach którego na warsz­tat trafił mate­ri­ał z debi­u­tanck­iego albu­mu ikony pol­skiej muzy­ki rozrywkowej.

Wydany w ’76 album wypełniony po brze­gi przepiękny­mi kom­pozy­c­ja­mi przeszedł praw­ie nieza­uważony. A potem kari­era wokalisty powędrowała w kierunku Chałup i różnych owadów. Ten reper­tu­ar spowodował, że sym­pa­ty­zowanie z Wodeckim przez wiele lat nosiło znamiona… obci­achu. Zupełnie tego nie rozu­miem, bo uważam, że jest wyposażony w jeden z najlep­szych instru­men­tów wokalnych w Polsce.

I to jest niesamowite, że Zbyszek musi­ał czekać czter­dzieś­ci lat, by słuchacze doce­nili mate­ri­ał z jego debi­u­tanck­iego albumu.

Mieliśmy okazję zobaczyć ten pro­jekt na żywo w krakowskim cen­trum kongresowym.

Szes­nas­toosobowy zespół przez pół­torej godziny wykon­ał pełen mate­ri­ał z pły­ty “1976: A Space Odyssey”, doskonale przy tym się baw­iąc. Był to przepiękny spek­takl pokazu­ją­cy, że muzy­ka łączy pokole­nia. Zarówno wśród słuchaczy (na sali moż­na było zobaczyć cztery pokole­nia), jak i na scenie.

Jeśli będzie taka okaz­ja, z chę­cią wybiorę się kole­jny raz!

S.A.D — SLOW 

Najs­maczniejszy kąsek zostaw­iam na sam koniec jako nagrodę dla zaan­gażowanych czytelników.

S.A.D. był dla mnie total­nie anon­i­mowym muzykiem. Odkryłem go dzię­ki Okay­Playerowi przy okazji dobiera­nia reper­tu­aru do kole­jnych Sztosów.

Okazu­je się, że ten pochodzą­cy ze Szwa­j­carii bit­mejk­er pier­wszą płytę wydał w 2004 roku. “SLOW” jest jego szóstym krążkiem w dorobku, ale chy­ba pier­wszym który prze­bi­ja się poza granice jego kra­ju. Nie ukry­wam, że pomogło mu w tym zaprosze­nie do współpra­cy leg­en­darnego Slum Village.

Ta pły­ta jest przepięknie leni­wa i peł­na doskonale zbal­an­sowanych kon­trastów. Pojaw­ia­ją­cy się tu w wybranych utworach T3 i Young RJ z SV ide­al­nie uzu­peł­ni­a­ją się z delikat­nym brzmie­niem wokalist­ki Djemia.

Zapew­ni­am, że nic lep­szego w najbliższym cza­sie nie usłyszysz.

I przy­pom­nę Wam o tej pły­cie pod koniec roku. Ale po co macie czekać tak dłu­go, sko­ro może Wam towarzyszyć już dziś?

Pełen odsłuch zna­jdziecie na Okay­Play­erze [ KLIK KLIK ]. A jeśli prze­gapil­iś­cie ich “SLOW pt.1” we wczo­ra­jszym Aler­cie, to zaległość może­cie nadro­bić tutaj: