[A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – J] [K – L]
[M – N] [O – P] [Q – R] [S – T] [U – W] [X – Z]
C jak Cool Uncle
Jakże mnie cieszy, że ta dobra passa wciąż trwa! Bardzo cieszą mnie projekty, w ramach których młodzi producenci i muzycy sięgają po nieco zakurzonych już wokalistów soulowych dając im drugą szansę.
W ten sposób wrócili Sharon Jones wspierana przez The Dap-Kings, Charles Bradley grający z The Menahan Street Band, Gil Scott Heron z Jamie XX czy Bobby Womack z Damonem Albarnem.
W 2015 współpracujący do tej pory z takimi artystami jak Kendrick Lamar czy John Legend producent Jack Splash zaprosił do współpracy Bobby’ego Caldwella tworząc projekt Cool Uncle. Bobby’ego możesz nie znać, ale z pewnością zetknąłeś się z jego twórczością, choćby w formie sampli .Dla przykładu takie „The Light” Commona zbudowane zostało na linii melodycznej utworu „Open your eyes” Caldwella.
No i efektem pracy duetu Cool Uncle jest album o tym samym tytule. Płyta, która brzmieniowo przenosi słuchacza w lata 70-te do złotej ery czarnego R&B. Ale nie musisz się obawiać, żę po odpaleniu płyty z głośnik wybuchnie kłębem kurzu uwalniając stado kryjących się wewnątrz nietoperzy. Jack Splash mocno się napracował, żeby klimat tychże lat 70tych osadzić we współczesnych realiach. I poza kilkoma smaczkami dźwiękowymi pojawiającymi się tu i ówdzie tenże powiew świeżości zapewnili tutaj goście. Na płycie usłyszeć można Mayera Hawthorne’a, CeeLo Greena, Jessie Ware oraz Erica Biddinesa. Tego ostatniego nie znałem, ale przyznać muszę, że całkiem ładnie zarapował zwrotkę w „Breaking up”.
Najjaśniejsze momenty na tej płycie to wspomniane „Breaking up” oraz „Break away” z panią Ware. W całości „Cool Uncle” to płyta, po którą swobodnie możesz sięgnąć w leniwe niedzielne popołudnie na poprawę humoru lub jako ścieżkę dźwiękową kolacji ze swoją połówką.
C jak Chvrches
Bardzo lubię tę barwę kobiecego głosu. Dlatego zasłuchiwałem się w La Roux, dlatego polubiłem pochodzącą z Danii MØ. I dlatego dwa lata temu zwróciłem uwagę na Chvrches.
Delikatny głos Lauren Mayberry świetnie kontrastuje z surowymi synth popowymi i gitarowymi dźwiękami. „Every eye open” jest kontynuacją brzmień wypracowanych na debiutanckim „The Bones of What You Believe”.
To dobry materiał na środkową część imprezy, gdy drugi czy trzeci drink zaczyna już szumieć w głowie, ale parkiet jeszcze pusty. Chvrches może nie ma bardzo tanecznego potencjału, ale noga z pewnością zacznie tupać, a głowa się kiwać.
Nie ma tu rewolucji, ale może po prostu nie każdy jej potrzebuje?
C jak Chinese Man & Tumi
Na pochodzącą z Francji ekipę Chinese Man trafiłem jakiś czas temu szukając podobnych do C2C wykonawców. Na afrykańskiego rapera Tumi — przy okazji jego jazz-hopowego projektu Tumi and the Volume.
Ich drogi pierwszy raz zetknęły się w 2011 przy okazji nowej wersji utworu „Ta Bom”. Trafił on na płytę „Remix with the sun” będącej alternatywną wersją wydanej w tym samym roku „Racing with the sun”. Poza kilkoma remiksami znalazły się tu oryginalne numery wzbogacone o dodatkowych gości. I tak, poza Tumim, swoje zwrotki nagrali tu m.in. Jeru The Damaja czy Chali 2na.
Od tego czasu ścieżki Chinese Man i Tumiego krzyżowały się przy okazji różnego rodzaju koncertów czy kolejnych płyt. Wspólny projekt nie powinien zatem być większym zaskoczeniem. Przynajmniej dla tych, którzy kariery tych artystów śledzą w miarę na bieżąco. Bo to kolejni, o których ciężko cokolwiek w rodzimych internetach znaleźć.
Choć „The Journey” ma dwanaście numerów, to oryginalnych kompozycji jest tylko sześć. Bo każdy utwór znalazł się tu podwójnie — w wersji autorskiej oraz jakimś remiksie czy innym reworku.
Do tej płyty powstał jeden klip… zawierający cały materiał. 24-minutowy klip zarejestrowany bez żadnych cięć… Mistrzowska robota!
D jak Disclosure
Muszę przyznać, że nowa płyta Disclosure bezpośrednio przyczyniła się do powstania poniedziałkowych Sztos Alertów. Bo miałem już dość linkowania kolejnych singli w kolejnych Piąteczkach.
Co ciekawe ich pierwszą płytę bardzo długo omijałem bardzo szerokim łukiem. W zasadzie sięgnąłem po nią ponownie dopiero gdy pokochałem „You&Me” zremiksowane przez Flume.
I zeszłoroczny „Caracal” trafia do mnie dużo bardziej niż „Settle”. Jest mniej hermetycznie, bardziej tanecznie i rzekłbym, że wręcz… popowo. Wśród gości można znaleźć najgorętsze nazwiska i pseudonimy ostatnich lat — Sam Smith, The Weeknd, Lorde, Kwabsa czy jazzowego wokalistę Gregory’ego Portera (który trafiłby do podobnego podsumowania w zeszłym roku, gdyby nie skupił się wyłącznie na rodzimym podwórku i stworzył takowe dla zagranicznych artystów).
Pewnie będę wracał do tego krążka jeszcze przez jakiś czas.
D jak Dub Pistols
Osoba, która sklasyfikowała na Wikipedii Dub Pistolsów jako „zespół grający dub” chyba w życiu nie przesłuchała żadnej ich płyty.
Owszem, dubowe brzmienia są tu punktem wyjścia. Ale punkt ten raczej tli się na horyzoncie, że ledwo tli się na horyzoncie. Bo Dub Pistols to cała brytyjska elektroniczna w pigułce. I na najnowszym „Return of the Pistoleros” pokazują, że mimo już swoich lat wciąż potrafią robić muzykę taneczną. I znalazłem tu wszystkiego czego się spodziewałem — jungle, drum’n’bass, breakbeat, dub i reggae.
I mam nadzieję, że jakoś w najbliższym czasie uda mi się w końcu zobaczyć ich na żywo.
[A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – J] [K – L]
[M – N] [O – P] [Q – R] [S – T] [U – W] [X – Z]