Oglądam sobie od wielu lat — z mniejszym lub większym zaangażowaniem — polskie edycje talent shows. I wszystkie, co do jednego, charakteryzują dwie rzeczy — wszystkie, od Idola po Mam talent, potrafiły skupić moje zainteresowanie wyłącznie na pierwszej edycji oraz nie potrafią tak na prawdę odnaleźć (lub wykreować) autentycznych gwiazd… Zaznaczę na wstępie, żę jestem hejterem programów, w których uczestnikami są sławne osoby (Taniec z gwiazdami czy Gwiazdy tańczą na lodzie), dlatego je świadomie pomijam. Jaki kraj, tacy celebryci. Wolę skupiać uwagę na debiutantach, którym ktoś próbuje dać szansę.
Weźmy właśnie taki Mam talent, którego piąta edycja zakończyła się w sobotę. Gdy wchodził do ramówki, stwierdziłem: okej, pierwszy program, który faktycznie daje szansę każdem, bo większość z tych dotychczasowych skupiała się wokół śpiewu. Czas pokazał, że radość ta była trochę na wyrost…
Pierwszy finał starał się jeszcze pokazać, że w programie tym chodzi nie tylko o śpiew. Wygrali akrobaci z Merakrt Ball, ale dwa kolejne miejsca zajęli Klaudia Kulawik (młodziutka wokalistka) i Audiofeels (opisywani jako vocal play, czyli taki trochę śpiewany beatbox). W ostatnim odcinku pierwszej serii pojawiło się jeszcze dwóch gimnastyków, beatboxer, pianista i trzech innych śpiewaków. Czyli siedmiu z dziesięciu uczestników było wokalistami (wrzucając do tego wora też przedstawicieli gatunków niekoniecznie werbalnych).
Potem było coraz ciekawiej. Poniżej zestawienie pierwszych trójek w trzech kolejnych edycjach.
Edycja II:
1. Marcin Wyrostek — gra na akordeonie
2. Marcel Legun, Nikodem Legun — śpiew
3. Alexander Martinez — śpiew
Edycja III:
1. Magdalena Welc — śpiew
2. Kamil Bednarek — śpiew
3. Piotr Lisiecki — śpiew/gra na gitarze
Edycja IV:
1. Kacper Sikora — śpiew
2. Piotr Karpienia — śpiew/gra na gitarze
3. Marta Podulka — śpiew
Dostrzegacie pewien wzór? Okej, można stwierdzić, że przecież to ludzie głosują na zwycięzców i będzie to absolutna prawda. Ale założę się o to, że wokaliści mają trochę łatwiej (czyt. łatwiej prosić o głosik) w dobie mediów społecznościowych niż akrobatom czy innym magikom. Jasne, każdy ma dostęp do tych samych technik promocji, ale mam wrażenie, że mimo wszystko lepiej sprzedają się historie nastoletnich wokalistów (najlepiej jeszcze z ciężkim życiorysem) niż ludzi, którzy swoją pozycję wypracowali wieloma latami ciężkiej pracy. Po prostu lubimy historie w stylu: mam dziesięć albo dwadzieścia lat, śpiewam trzy czwarte swojego życia, nie słyszę tego że fałszuję, ale zgrywam tak bardzo skromną osobę, że nie da się mnie za tą życiową nieporadność mnie nie pokochać…
Trochę z tego wokalnego paternu wyłamała się piąta edycja. Na dziesięciu uczestników było tu tylko dwoje śpiewaków. Mieliśmy za to gościa układającego kostkę rubika (Srsly?), parę kilkuletnich dzieciaków udających, że tańczą klasycznie (WTF?!), grupę ludzi grających na stworzonych z odpadów instrumentach własnego projektu (hit!), popperów, magików oraz trójkę akrobatów. I przyznam, że był to finał na na prawdę wysokim poziomie.
Sporym problemem było to, że kilku uczestników postawiło w walce o wejście do finału wszystko na jedną kartę i po dostaniu się do niego, nie byli w stanie przeskoczyć swoich wcześniejszych występów. Mocno zawiedli iluzjoniści z MultiVisual, których wcześniejszy motyw z laserami robił spore wrażenie, Pitzo i Polsksy dużo bardziej zaskoczyli Zauchą, a Anna Filipowska nie dała rady przebić wywołanego w półfinale efektu WOW (niestety na stronie TVNu nie ma klipu z jej występem finałowym, w ramach którego wykonała mocno podrasowany, ale jednak wciąż ten sam motyw).
Wygrali akrobaci, chociaż muszę jasno zaznaczyć, że zdecydowanie nie ci, którzy powinni… Finałowy występ Delfiny i Bartka wyglądął jak rozgrzewka dziewczyn z Tria ETC Rzeszów (które moim zdaniem zasłużyły na zwycięstwo najbardziej).. Polaku, gdzie ty masz oczy?!
I tu jeszcze wracam do drugiej kwestii poruszonej we wstępniaku… Talent shows, które mają odkrywać nieoszlifowane diamenty i kreować nowe gwiazdy chyba zupełnie się nie sprawdzają… Bo czy ktoś z Was pamięta nazwiska osób, które wygrały któryś talent show w ciągu ostatnich 15 lat i odniosły realny sukces? Nie chodzi mi tu o Gienka Loskę czy inne postaci, które zwyciężyły w ciągu ostatnich 2–3 lat, bo ich wciąż obowiązują kontrakty ze stacją telewizyjną, w której program wygrali, w ramach którego muszą występować na otwarciach osiedlowych spożywczaków i orlików w gimnazjach… Jedyną osobą, która psuje mi schemat jest Brodka. Ale ona, tak samo jak Ania Dąbrowska, udowodniły, że mimo pierwszych słabych i mocno popowych albumów, można całkowicie zmienić wizerunek, odciąć się od poprzednich rzeczy i robić nowe płyty na najwyższym poziomie.
I jednej rzeczy w tym wszystkim nie rozumiem. Przychodzi do takiego X‑Factora dziewczynka, która przedstawiając się, przyznaje że robi takie rzeczy jak poniżej.
[youtube_sc url=“http://www.youtube.com/watch?v=sZa3B2l_j3U”]
Przez cały program zgrywa nieźle rockującą buntowniczkę, zachodzi dosyć daleko, po czym na fali zainteresowania swoją osobą wypuszcza taki materiał…
[youtube_sc url=“http://www.youtube.com/watch?v=MEdxTgvVZFk”]
PS.
Miałem przy okazji tego tekstu przejechać się jeszcze po finale pierwszej polskiej serii MasterChefa, której wyniki wyciekły do sieci na kilka godzin przed emisją odcinka, a samo ogłoszenie zwycięzcy wyglądało jak wręczenie nagród wyróżnionym czerwonym paskiem uczniom w mojej podstawówce… Ale odpuszczę, bo finału amerykańskiej edycji nie widziałem, więc może się okazać, że może ta finałowa stypa zamiast fety wynika ze scenariusza…