Wynik ostatnich wyborów mocno spolaryzował moje otoczenie.
Stoję z boku i przyglądam się temu wszystkiemu w umiarkowanym milczeniu. Czekam na informację, z której wynikać będzie, że Polska w ruinie to efekt dobrej zmiany. A może się tak nie stanie? Bo przecież ministerstwami zarządzają sami specjaliści.
Zacznijmy od…
Minister Rolnictwa na pytanie o to czy nie ma potrzeby, by zarządca stadniny znał się na hodowli koni odpowiedział tak:
- To nie jest tak. Ma wykształcenie rolnicze, czteroletnie. Wiem, mając pokrewne wykształcenie, jeśli chodzi o rolnictwo na studiach. Uczyłem się gleb, hodowli koni, nawet na praktyce mieliśmy dojenie krów — opisywał minister. — To wszystko można zdobyć i nie musi to być specjalista pierwszej klasy. Ma do hodowli fachowców, ale sam też jest fachowcem w tym zakresie na tyle, na ile tam trzeba, to jest moim zdaniem wystarczające
Więcej tutaj: [ KLIK KLIK ]
No więc… Ja właściwie… w tym temacie właśnie.
Bogate doświadczenie
Może się z Państwem nigdy tym nie dzieliłem, ale studiowałem dość długo. Postawiłem na półce pięć indeksów z czterech różnych uczelni. Trzy z nich udało mi się skończyć stosownymi dyplomami — dwa z tytułem licencjata, jeden — magistra.
Ukończyłem informatykę na Akademii Pedagogicznej, elektroniczne przetwarzanie informacji na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz zarządzanie z marketingową specjalnością na Akademii Górniczo — Hutniczej. W trakcie studiów miałem styczność z wieloma przedmiotami, w związku z czym chciałbym zgłosić swą kandydaturę na ministerialne stanowiska.
Przede wszystkim, w związku z powyższym, największe kwalifikacje posiadam by objąć tekę ministra nauki i szkolnictwa wyższego. No bo przecież… przez wiele lat zbierałem doświadczenia związane ze szkolnictwem wyższym. Ewentualnie ministerstwo edukacji by mogło być, bo i dyplom nauczyciela posiadam. Więc wiecie. Fach mam.
Mogę też objąć ministerstwo kultury. Bo elektroniczne przetwarzanie informacji było specjalizacją na kulturoznawstwie. W programie — poza przedmiotami z obszaru programowania i internetu — znaleźć można m.in. wiedzę o literaturze, stylistykę, poetykę, historię kultury, przetwarzanie obrazu i dźwięku… Więc ekspertem jestem!
Miałem też na tym kierunku dwa semestry prawa. Także fotel ministra sprawiedliwości również mógłbym zająć. Już o ministerstwie cyfryzacji wspominać nie będę. Bo przecież oczywiste, że skoro uczyłem się elektronicznie przetwarzać informacje, to wiem jak to się robi, co nie?
W trakcie zarządzania uczono mnie przedsiębiorczości, mikro- i makroekonomii, rachunkowości zarządczej, a nawet społecznej odpowiedzialności biznesu. Więc i ministrem rozwoju mógłbym być.
Wychowanie fizyczne zaliczone mam. Co prawda byłem zwolniony z uczestnictwa w nim z powodu kontuzji kolana, ale w programie studiów było. Więc wszystko przecież wygląda legitnie. A i podróże lubię — trochę zwiedzać, poznawać obcą kulturę, no i odpoczywać. To i ministerstwo sportu i turystyki mógłbym poprowadzić.
Tyle w kwestii edukacji.
Gdyby przyjrzeć się doświadczeniom zawodowym i innym, to mogłoby się okazać, że nadawałbym się do poprowadzenia ministerstwa środowiska — bo w podstawówce wygrałem ze dwa razy konkursy ekologiczne (i nawet w nagrodę do Bawarii pojechałem). Albo na ministra rodziny i pracy, bo żonaty jestem od ponad 3 lat, a pracę mam od dziesięciu.
Patent żeglarza jachtowego posiadam, a w liceum — choć niczego nie ślubowałem — należałem do wodnej drużyny harcerskiej. Bardziej było to szkolne koło sympatyków żeglarstwa. Więc i teka od gospodarki wodnej i żeglugi śródlądowej jest realna.
Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że na dwa moje ostatnie lata mieszkania z rodzicami, tuż przed wyprowadzką na studia, przeprowadziliśmy się na wieś, to… powiedzmy sobie wprost: rolnictwo i rozwój wsi jest mi pisane!
A gdy poznasz mnie bliżej, zobaczysz, że energiczny ze mnie gość. Więc i ministerstwu energii dałbym radę.
Niestety zdrowia ani finansów nie posiadam, więc tu się wyrywać nie będę.
Jeśli są Państwo zainteresowani moją kandydaturą, mógłbym przedstawione tu kwestie omówić szerzej na rozmowie kwalifikacyjnej. Mam nadzieję, że na podstawie zaprezentowanych tu kwalifikacji uznacie niezbędność mojej osoby w składzie rządu.
Mimo wszystko, gdy już to zrozumiecie… nie dzwońcie.