Do tekstu o winylach zabierałem się już od paru miesięcy. Kilka ciekawych wydawnictw i garść fajnych linków, na które ostatnio trafiłem spowodowały, że postanowiłem w końcu domknąć ten temat.
Ponieważ tekst może być dla niektórych trochę za długi, jego puentę zawarłem w tytule. Taka sytuacja.
Garść kłamstw
Na dzień dobry kilka suchych kłamstw. To znaczy statystyk.
Zrzeszenie amerykańskich wydawców muzyki (RIAA) donosi: sprzedaż winyli w Stanach osiągnie w tym roku najwyższy od 25 lat wynik. W pierwszej połowie tego roku w Stanach sprzedano dziewięć. milionów kopii i szacuje się, że do końca roku sprzedaż zamknie się na poziomie milionów dwudziestu. To o sześć więcej niż w całym 2014. I równocześnie jest to najlepszy wynik od 1989. Rok później na salony wkroczył kompakt.
Więcej tu: [ klik klik klik ]
Trendy na zachodzie
Rosnące zainteresowanie woskami powoduje, że do obiegu trafiają coraz ciekawsze kąski.
I nie chodzi mi tylko o to nowe wydawnictwa serwowane w wyjątkowej formie. Jak na przykład wydany z okazji 25 rocznicy pojawienia się na rynku debiutanckiego albumu A Tribe Called Quest okazjonalny boks. W ramach jego utwory z tejże płyty został rozdzielony na osiem 7‑calowych płyt. Każda dostała unikalną okładkę. Wydanie zostało wzbogacone o cztery dodatkowe utwory, a całość została zamknięta w unikatowym pudełku.
W ostatnich dniach internet obiegły dwie ciekawe informacje w kontekście winyli.
Najpierw okazało się, że Ringo Starr wśród różnych dzieł sztuki, biżuterii i innych cennych rzeczy licytację w domu aukcyjnym swoją kopię „White Albumu” Beatlesów. Dla kolekcjonerów informacja jest na tyle ważna, że dotychczas najniższy numer tego albumu, który trafił na rynek posiadał numer 0000005. Wystawiona na aukcję płyta pałkarza czwórki z Liverpoolu ma numer…
Cena wywoławcza to 20 tysięcy funtów. Szacuje się, że osiągnie cenę pomiędzy 40 a 60 tysięcy funtów. (Link do aukcji: [ klik klik klik ])
Dużo? No to czas na drugą ciekawostkę.
Jakiś rok temu Wu-Tang Clan ogłosił, że stworzyli dwupłytowy album. Warto podkreślić słowo „album”. Bo postanowili, że powstanie tylko i wyłącznie jedno fizyczne wydanie tego materiału. A wszystkie cyfrowe materiały z sesji nagraniowej zostaną zniszczone. Zamykając go w bogato zdobionej oprawie chcieli przedstawić swoją wizję dzieła muzycznego jako sztuki.
Na materiał nałożone zostały 88-letnie prawa autorskie zabraniające jego publicznego odtwarzania. I w tym tygodniu świat obiegła informacja, że znalazł się „prywatny kolekcjoner”, który postanowił wydobyć tą płytę ze skarbca w Marakeszu i postawić na swojej półce. Oficjalnie nie została podana finalna kwota transakcji, ale wiadomo, że portfele członków Wu-Tangu wzbogaciły się o “miliony” (#CashRulesEverythingAroundMe)
Swoją drogą — miło z ich strony, że — aby nabywca mógł słuchać nagrań w odpowiednich warunkach — dorzucili do zestawu głośniki warte 55 tysięcy dolarów.
Trendy nad Wisłą
Jakąś dekadę temu wydawcy pokroju Junoumi byli pionierami. I patrzyło się na nich z podziwem i niedowierzaniem. A indywidualistów — takich jak Metro — którzy wydawali swoją muzykę wyłącznie na winylach traktowało się jak fanatyków i wariatów.
Dzisiaj Junoumi już jako U Know Me wygląda na dobrze naoliwioną maszynę. A Metrowski — choć nadal trochę z boku i w podziemiu — wydaje płyty średnio raz w roku. Z coraz większym rozmachem. Przedwczoraj do przedsprzedaży trafił jego najnowszy wosku — “Blunted Album”. Cały nakład wyprzedał się w ciągu 24 godzin. Szanuję.
Że na scenie rapowej albumy szanowanych artystów równolegle obok kompaktu pojawiają się na wosku wspominać nie powinienem. Ale o tym, że dla przykładu cały nakład limitowanej wersji Ostrego schodzi w kilka godzin to już fakt wart odnotowania. Co ciekawe — ów nakład wynosił 500 sztuk, gdzie standardowa partia płyt w UKM to sztuk trzysta.
Na winyle wracają legendarne albumy, których kompaktowe nakłady już dawno się wyprzedały. Ostatnio w końcu zebrałem się zakupu wydanych już kilka ładnych miesięcy temu „Świateł miasta” Grammatika. Sam Eldoka wypuścił właśnie komplet swojej solowej dyskografii w formie dwunastocalowych wydań.
A Ortega Cartel wprowadziło do sprzedaży mocno szanowane „Podziemne Disco” i „Nic się nie dzieje”.
A skoro o podziemiu mowa — tutaj też się nie próżnuje. Pełen nakład „Najebawszy” Smarkiego wyprzedał się w kilka minut. Lada moment ukaże się „Noc EP” Gresa ze Snatchem. Za chwilę pojawi się również dwunastocalowa wersja albumu tegorocznego debiutanta — Otsochodzi.
Inne gatunki również zwracają się ku temu nośnikowi. Na dwunastocalowym nośniku pojawił się nie tylko najnowsze wydawnictwo Hey’a, ale reedycji w tej formie doczekał się również debiutancki „Fire”. Poza tym w katalogu Kayaxu na tym nośniku znaleźć można płyty Brodki, Smolika i Włodka Pawlika. A zgadnijcie w jakiej formie Kayah postanowiła wydać swój debiutancki „Kamień”, który w tym roku świętuje swoje 20lecie…
GM Records (to, które w Piąteczce #20 odwiedzał Forin) ogłosiło właśnie, że otwierają pierwszą od 25 lat tłocznię płyt winylowych w Polsce.
Sklepy
Ale to co cieszy przede wszystkim to fakt, że zwiększyła się dostępność płyt.
Oczywiście — internet jest niezaprzeczalnie najlepszym źródłem zakupów. Nowych i używanych. Ale dla mnie od zawsze liczył się kontakt z płytą. Możliwość grzebania w dziesiątkach płyt w celu poszukiwania tej jedynej. Albo pięciu. Dlatego fajnie, że czarne płyty stały się tak samo łatwo dostępne jak kompaktowe wydania.
Empik wprowadził w swoich sklepach gramofony do odsłuchu. A półki w MediaMarkcie czy Saturnie rozrosły się z jednego boksa do kilku rzędów po obu stronach sekcji. Ba — Saturn we wrześniu reklamował polskie klasyki na winylach w spotach radiowych.
Zakup nowych albumów zawsze cieszy. Ale nie ukrywajmy — dość często jest bolesny dla portfela. A nic nie sprawia mi takiej radości, jak wygrzebanie za kilka złotych ciekawego krążka w komisie albo na pchlim targu. Jak dla przykładu wydane przez Blue Note “Shades of Blue” Madliba wyłowione z kraty z płytami w Music Cornerze za niecałe 40 złotych.
Albo siedmiocalowe „My definition of boombastic jazz style” Dream Warriorsów na samplu “Soul Bossa Novy” Quincy’ego Jonesa wygrzebane za 1 euro w Barcelonie.
Albo “Street Life” The Crusaders z fenomenalną Randy Crawford wygrzebany za 10 złotych na jarmarku w Spale…
Kupujcie winyle
I szczerze przyznam… Bardzo cieszy mnie ta popularność wosków. Kupujcie ich jak najwięcej. Znam takich asów co nabywają je, mimo że nie mają na czym słuchać. W sumie to nie naśmiewam się, bo mój gramofon po kilku miesiącach nieużywania w końcu trafił do naprawy.
Spodziewam się jednak, że ta moda — jak każda — wkrótce przeminie. Pewnie potrwa jeszcze może dwa czy trzy lata. A potem przyjdzie Wam się przeprowadzić. Albo będziecie potrzebowali miejsca na nowe hobby. I za 10 czy 15 lat wszystkie te Wasze płyty wrócą do drugiego obiegu. Do komisów, pod halę targową, albo na Allegro.
I ja tam na nie będę czekał.