fbpx
Przejdź do treści

Jestem żarłokiem

Od dłuższego cza­su wcielam w życie maksymę, która brz­mi: niczego nie żału­ję. Jeśli jed­nak zostałbym zmus­zony do wskaza­nia jed­nej rzeczy, to były­by to doty­chcza­sowe nawy­ki żywieniowe.

Trza wziąć coś w dłoń i omnomnom

Przez wiele lat byłem total­nym igno­ran­tem w tem­at­ach kuchen­nych i jadłem wszys­tko bez więk­szego zastanowienia.

Burgery, gril­lowany boczek, karkówka, sushi, cias­ta i torty, piero­gi, makarony, pącz­ki, piz­za, kebab… Zjem wszys­tko. W każdej iloś­ci. W każdej kon­fig­u­racji. Bez ograniczeń.

Z cza­sem przekony­wałem się nawet do rzeczy, które przez lata omi­jałem sze­rokim łukiem. Przykład? Śledzie. Przez ostat­nich trzy­dzieś­ci lat staw­iane były zawsze po drugiej stron­ie stołu, z dale­ka ode mnie, a zestre­sowana Karo­la, wiedząc jak bard­zo ich nie lubię, gdy naszła ją ocho­ta jadła je godz­inę przed moim przyjś­ciem do domu ;) Zmieniło się to dokład­nie rok temu, w trak­cie zeszłorocznej mazursko — bał­ty­ck­iej wyprawy.

Aks jaki jest każdy widzi

Wyhodowałem całkiem pokaźnych rozmi­arów brzuch, a na co drugiej samo­je­bce z dumą prezen­tu­ję trzy pod­bród­ki. Uczu­cie przepełnienia coraz częś­ciej dawało mi się we zna­ki. Doty­chcza­sowe diety, które za każdym razem opier­ały się na schema­cie ŻP (czyli żryj pół) prze­gry­wały z moi­mi nawyka­mi żywieniowy­mi i kończyły się jak w jed­nym z komik­sów WulffMorgenthalera.

73bd7e5e80d811bdf7836503b02688b9

 

Z cza­sem udało mi się ziden­ty­fikować jeden pod­sta­wowy prob­lem. Żad­na dieta mieć sen­su nie będzie, dopó­ki nie zmody­fiku­ję swoich nawyków żywieniowych.

Wyzwanie

W trak­cie czer­w­cowego urlopu w Luk­sem­bur­gu sącząc kole­jną z rzę­du butelkę wina w towarzys­t­wie wegan­i­na sam sobie rzu­ciłem wyzwanie.

Ja, zat­wardzi­ały mię­sożer­ca, w sum­ie to bym chy­ba nie dał rady z tym wega­nizmem… A w zasadzie, czemu nie spróbować?

Szy­bko ustalil­iśmy z obez­nanym w tema­cie wygą, że aby orga­nizm odczuł jakiekol­wiek zmi­any mis­ny odwyk winien trwać przy­na­jm­niej miesiąc. Po powro­cie do domu otworzyliśmy kalen­darz, uwzględ­nil­iśmy zbliża­jące się imprezy rodzinne (którym — jak to w lecie — towarzyszy gril­lowanie) oraz urlopy i ustalil­iśmy rozpoczę­cie naszego ekspery­men­tu na wrzesień.

#VeganAks

Także tak to.

Dlaczego nie wega­nizm a nie wege­tar­i­an­izm? Z cieka­woś­ci :) Pier­wsza opc­ja wprowadza więk­sze restrykc­je, w związku z czym wyda­je się być też więk­szym wyzwaniem.

Wys­tar­towal­iśmy 1 wrześ­nia. Pro­jekt ten ma z góry zaplanowany dead­line i trwać ma przez kole­jnych 30 dni. Nie wiem jeszcze jaki będzie finał, choć powrót do mięsa jest raczej nieunikniony.

Głównych motywacji całego pro­jek­tu jest kilka:

  1. Zmienić nawy­ki żywieniowe
  2. Poz­nać nowe sma­ki i produkty
  3. Częś­ciej pichcić
  4. Wytr­wać w postanowieniu

Przyz­nam szcz­erze, że w tema­cie moich planów na początku opc­je miałem dwie — trzy­mać język za zęba­mi i w razie poraż­ki wsty­dz­ić się przed samym sobą albo trąbić wszem i wobec po to, by mieć presję otoczenia. Postaw­iłem na drugie. Sza­cuneczek musi się zgadzać.

Trzy­ma­j­cie kciuki.

Wkrótce pod­sumowanie pier­wszego tygodnia.