De gustibus non est disputandum. O gustach się nie dyskutuje.
To jedna z najgłupszych i najbardziej zacietrzewiających mnie maksym, jakie zdarza mi się usłyszeć w rozmowie.
Gusta, guściki…
Nasz gust to nasz bagaż doświadczeń. Każdy jakiś posiada.
To co dla jednych jest oznaką szyku i gracji, dla kogoś innego będzie przesadną bufonadą. To co będzie ekstazą kulinarną, innym może śmierdzieć padliną. Jedni odbiorą wokal jak głos anioła, inni stwierdzą, że to przyprawiające o ból uszu wycie.
I po to mamy gusta, żeby na temat tych własnych doświadczeń rozmawiać. Wymieniać się poglądami na różniące nas kwestie, logicznie i rzeczowo uzasadniając swoje zdanie.
Kończę dyskusję zazwyczaj, gdy zderzam się z betonem. Gdy adwersarz nie potrafi uzasadnić swojego zdania, stawiając kropkę nienawiści po krótkim stwierdzeniu, np. “nienawidzę rapu”. Argumentów brak, chęci porozumienia również.
Różnimy się
Uwielbiam filmy Wesa Andersona, Spike’ów Lee i Jonesa, Christophera Nolana. Nie przepadam za kinem kostiumowym i wojennymi — serie Gwiezdnych Wojen czy Star Treka omijam szerokim łukiem. Nie widziałem “Szeregowca Ryana” ani “Cienkiej czerwonej linii”, choć “Helikopter w ogniu” był sztosem.
Lubię zimną whisky, rum z colą i jasne piwa (lagery i pilsy). Nie rozumiem wina, bimber omijam szerokim łukiem, po piwa craftowe nie sięgam.
Z kręceniem nosem w przypadku muzyki jest nieco trudniej. Albo z zawężeniem tego co lubię. Bo lubię niemal wszystko — od polskiego rapu, przez skandynawski metal, brytyjską elektronikę po francuski jazz. Nie przepadam za prostackim popem, ulicznym rapem i free jazzem.
Lubię eksperymenty kulinarne, takie jak naleśniki z boczkiem i jajkiem sadzonym oblane syropem klonowym, larwy jedwabnika smażone na maśle czy zapiekankę serowo — makaronową jako topping pizzy. Lubię owoce morza, hummus, tatara i szparagi. Przetwory w occie i dziczyznę omijam szerokim łukiem.
Sam spróbuj to zrobić…
Mam wzrok, słuch, powonienie i smak. Potrafię logicznie myśleć i przetwarzać otrzymywane od otoczenia bodźce. Jeśli coś mi się nie podoba, mam prawo do komentarza, wypowiedzi, krytyki…
I nie ma śmieszniejszej linii obrony, gdy od uczestnika dyskusji słyszę: “to zaśpiewaj sam lepiej” albo “sam to spróbuj ugotować”. Dlaczego miałbym to robić? Skoro ktoś nie potrafi mnie przekonać swoją twórczością — mam prawdo do swobody wypowiedzi.
Szczerze przyznam, że nie wiem z czym Was zostawić na koniec. Może tylko z tym: nie wszystkie ptaki potrafią śpiewać. Niektóre, wolą słuchać.
Grafika pochodzi ze strony Poorly Drawn Lines.