fbpx
Przejdź do treści

Cześć, co słychać? #1

Powołu­jąc do życia MyNameIsAks przyświecała mi jed­na zasa­da: stworzyć miejsce, w którym będę mógł pisać o czym tylko będę chci­ał. Cza­sem zarekomen­du­ję jakąś muzykę, cza­sem ponarzekam na jak­iś bank, innym razem opowiem o jakimś filmie. A cza­sem chci­ałbym po pros­tu podzielić się garś­cią nieu­porząd­kowanych reflek­sji czy pomysłów. Taki… przekaz myśli.

W tym celu uruchami­am właśnie cykl “Cześć, co sły­chać”. I dzisi­aj o ostat­nich kilku dni­ach, które spędziłem…

… pod koł­drą. Przyszło mi zmierzyć się z jakimś gry­popochod­nym wirusem, który wyciął mnie z życia “pub­licznego” na tydzień. Przyz­nam szcz­erze, że dawno tak grzecznie nie spędza­łem L4 sto­su­jąc się do wszys­t­kich zale­ceń związanych z przyj­mowaniem leków, ciepłych płynów czy leże­nia w łóżku. A sko­ro już byłem przyku­ty przez sie­dem dni do jed­nego miejs­ca, to i kil­ka ciekawych rzeczy się wydarzyło.

Rzygam już Netflixem

Aut­en­ty­cznie — mam dość. Przez ten czas wchłonąłem w całoś­ci dwa jed­nose­zonowe i dziesię­ciood­cinkowe tytuły oraz skończyłem trze­ci. I po tej serii nie miałem już siły szukać czegokol­wiek nowego. Czas na prz­er­wę. A co obejrzałem?

Altered Carbon

Miejmy za sobą to wyzwanie: nie jestem fanem sci­ence fic­tion. Nudzi mnie Star Trek, Gwiezdne Wojny i inne tego typu wynalaz­ki. Nie jara­ją mnie stat­ki kos­miczne, laserowe bronie, podróże w cza­sie i odwiedzanie innych planet.

Jasne, zdarza­ją się wyjąt­ki, które przykuwa­ją moją uwagę. Pier­wszego Matrixa widzi­ałem kilka­naś­cie razy, podob­nie jak Equi­lib­ri­um, a ostat­nio sięgnąłem w końcu po Ghost in the shell, który okazał się być fenomenalnym.

Więc prze­brnię­cie przez 10 odcinków seri­alu fan­tasty­cznego uważam za niezwykłe osiąg­nię­cie. Wnios­ki Kon­cept przenoszenia tożsamoś­ci pomiędzy ciała­mi i możli­wość odradza­nia się w nowej skórze uważam za niezwyk­le ciekawy. Sama fabuła klei się całkiem nieźle i jest kil­ka zaskaku­ją­cych zwrotów akcji, ale jed­nak momen­ta­mi moc­no się nudz­iłem, a i wiele scen było moc­no przewidywalnych.

W komen­tarzach na Fejs­buku ktoś pod­sumował: “było­by lep­iej, gdy­by odcin­ki trwały po 20 min­ut”. I ja temu przyklaskuję.

Oce­na? Sześć i pół na dziesięć.

Seven Seconds

Tu nato­mi­ast miałem do czynienia z abso­lut­nym złotem.

Ser­i­al krymi­nal­ny z “Black lives mat­ter” w tle. Nie widzi­ałem chy­ba tak dobrego seri­alu krymi­nal­nego / oby­cza­jowego od cza­sów The Wire. W zasadzie mógłbym powiedzieć, że Sev­en Sec­onds to taka hybry­da The Wire Killing.

Choć kil­ka osób mnie przestrze­gało przed nud­ną fabułą i “flaka­mi z ole­jem”. Ja jed­nak będę bronił.

Oce­na? 10 na 10.

Everything Sucks

Zacząłem to oglą­dać kilka­naś­cie dni temu sto­jąc przy desce do pra­sowa­nia. Przy­pom­ni­ały mi się wtedy dwa cytaty z pol­skiego rapu. Lilu, która w “Żyć nie umier­ać” przewinęła:

I też mogę narzekać, że to nie ’96,
ale praw­da jest taka, że nie jest źle

oraz Decó, który “Don’t stop the body rock” Sty­lowej Spół­ki Społem zaczy­na słowami:

Dobrze pamię­tam tamte stare czasy,
kiedy czas płynął jak nad Bał­tykiem wczasy

Oglą­da­jąc te ser­i­al czułem się jeszcze bardziej staro, ale… cud­own­ie się wzdy­chało do “tam­tych starych cza­sów”. Kase­ty VHS, dis­c­many, wymieni­an­ie się kom­pak­ta­mi (choć w moim przy­pad­ku w ’96 to jed­nak bardziej kase­ty) i OPOWIADANIE sobie o odczuwa­niu muzy­ki, zami­ast bez­namiętne wysyłanie lin­ka do sprawdzenia. A poza tym zgrani kumple, pier­wsze miłoś­ci i szkol­na rzeczywistość.

Wszys­tko zamknięte w odcinkach o ide­al­nej, nieco pon­ad dwudziestomin­u­towej dłu­goś­ci. Ten ser­i­al nie był jakoś szczegól­nie przeło­mowy, ale… zro­bił mi po pros­tu dobrze. Solidne 7 na 10.

Nadrobiłem YouTube’a

Trochę bardziej zakole­gowałem się z Kubą Klaw­iterem — nadro­biłem wybiór­c­zo wcześniejsze mate­ri­ały i ter­az już wszys­tko oglą­dam na bieżą­co. Do mate­ri­ałów z MWC wzdy­chałem szczegól­nie. Z dwóch powodów: raz, że sporo zna­jomych same tar­gi odwiedz­iło, dwa, że inna dosyć licz­na gru­pa zupełnie niepow­iązanych ze sobą zna­jomków postanow­iła mniej więcej w jed­nym cza­sie odwiedz­ić Barcelonę. A ja do niej bard­zo chcę wró­cić. I oni byli tam, a ja tu — pod koł­drą. Heh.

Próbowałem nadro­bić zaległoś­ci z mate­ri­ała­mi Krzyś­ka Gon­cia­rza. Ale coś mi przes­tało stykać. Bard­zo szanu­ję twór­c­zość Krzyszto­fa i nadal uważam, że jakość jego mate­ri­ałów stoi na świa­towym poziomie. Ale zupełnie przes­tałem się sku­pi­ać na zawartoś­ci tych filmów. Oglą­dam ładne obraz­ki i na tym się kończy… Chy­ba muszę trochę odpocząć. Ale za mate­ri­ał o pol­s­kich sportow­cach w Pjongczang dziękuję.

Po raz kole­jny nie dałem rady prze­brnąć przez cały CGM Rap Pod­cast. Dobrze, że wyciągnęli wnios­ki z pier­wszego odcin­ka i popraw­ili jakość dźwięku. Szko­da, że nadal próbu­ją wmówić wszys­tkim, że ich vlog to pod­kast. Ta for­muła roz­mowy jest dla mnie nużą­ca i zbyt dłu­ga. Przy każdym kole­jnym odcinku coraz dłużej zas­tanaw­iam się czy kliknąć dalej.

Obejrzałem sporo TED’ów

Kil­ka moc­no przes­pałem, ale wśród szczegól­nie wartych uwa­gi pole­cić mogę:

Seth Godin — The tribes we lead — o tym, że jesteśmy isto­ta­mi stad­ny­mi; jeśli będziemy tworzyć plemiona sku­pi­one wokół konkret­nych wartoś­ci, to te społecznoś­ci / grupy / plemiona zdolne będą do wprowadza­nia dużych zmian

David Logan — Trib­al lead­er­ship — o pię­ciu sta­di­ach tworzenia się plemion, o tym jak iden­ty­fikować te sta­dia i jak wspo­ma­gać pro­ces prze­chodzenia z jed­nego eta­pu na kolejny

Simon Sinek — How great lead­ers inspire action — owszem, abso­lut­ny klasyk; ale jestem na etapie for­mowa­nia nowego pro­jek­tu, którego komu­nikację chcę zbu­dować w opar­ciu o ideę złotego kręgu (Dlaczego? / Jak? / Co?) i po pros­tu potrze­bowałem sobie tę prezen­tację odświeżyć

Gra­ham Shaw — Why peo­ple believe they can’t draw — and how to prove they can — bo do roz­wo­ju tech­nik facyl­i­tacji potrze­bu­ję trochę oga­r­nąć kreaty­wne pisanie i pod­stawy rysowa­nia na flipchar­tach… I różnych rzeczy się chwytam, żeby to ogarnąć :)

Zamówiłem wydruk własnych naklejek

W ramach ekspery­men­tu — wysłałem kil­ka dni temu do drukarni zamówie­nie pier­wszego w życiu pro­jek­tu nakle­jek. Nic spec­jal­nego — prosty napis z obry­sem, ale cię­ty po tymże obrysie. Warto dodać, że z krzy­wy­mi jestem na baki­er, Illus­tra­to­ra widzi­ałem w życiu trzy razy, Corela nie tykam.

Dzisi­aj wró­ciła zwrot­ka, że nie ma zaz­nac­zonej linii cię­cia. A to już mnie nieste­ty przerosło.

Na Mesendżerze zaświecił mi się na zielono Alek Moraws­ki — artys­ta, grafik, ilus­tra­tor. Więc zagad­nąłem i tak od słowa do słowa usłysza­łem “wyślij plik”.

Po czym odbyliśmy roz­mowę zaczy­na­jącą się mniej więcej tak:

- Jakieś dzi­wne śmieci Ci się powkradały w plik
— Nie, nie. To CELOWE DZIAŁANIE

… ale ostate­cznie skończyło się na tym, że po pier­wsze — dostałem lekcję z Illus­tra­to­ra i wiem już jakich błędów nie popeł­ni­ać następ­nym razem, po drugie… moż­na uznać, że współau­torem moich nakle­jek jest… Lis Kula :D

A sam stick­er “Col­lab­o­rate & Lis­ten” w wer­sji wydrukowanej prezen­tu­je się tak:

Zacząłem testować serwis do zakładek

Rozglą­dam się za narzędziem do gro­madzenia linków. Miejscem, gdzie po ciekawej lek­turze będę mógł sobie źródło zarchi­wiz­ować i w dowol­nym momen­cie je odgrze­bać. Do tej pory korzys­tałem z Ever­note’a (web clip­per oraz lin­ki gro­mad­zone w notatkach), ale ta for­ma jest dla mnie mało prze­jrzys­ta i niechlujna.

Szukam czegoś na ksz­tałt starego dobrego Deli­cious, które sprawdza­ło mi się przez jak­iś czas nawet całkiem nieźle. Nieste­ty usłu­ga kil­ka razy zmieniła właś­ci­ciela i nie wiem w jakim kierunku podry­fowała. A obec­ny inter­fe­js raczej sugeru­je, że to strona — wyd­musz­ka próbu­ją­ca wyłudzać dane niż prężnie dzi­ała­ją­cy serwis.

Oczeki­wa­nia mam trzy: możli­wość tagowa­nia, możli­wość dodawa­nia zag­nieżdżonych kat­a­logów (kolekcji) oraz udostęp­ni­an­ie zawartoś­ci wybranych katalogów.

Pier­wszy warunek spełniony jest przez więk­szość narzędzi, z drugim już nieco gorzej.

W fejs­bukowych kon­sul­tac­jach padło kil­ka propozy­cji, a najbliżej mi do:

  • Raindrop.io, który ma tagi, udostęp­ni­an­ie i kat­a­lo­gi, choć te ostat­nie w dar­mowej wer­sji dostęp­ne są tylko jednopoziomowo; zag­nieżdżanie pojaw­ia się w wer­sji pre­mi­um ($3 / miesiąc)
  • Dragdis.com, który ma opc­je jak wyżej, jed­nakże w wer­sji dar­mowej posi­a­da możli­wość utworzenia do 20 kat­a­logów, więcej dostęp­ne jest w opcji pre­mi­um ($5 / miesiąc)
  • Pock­et, z którego już nawet kiedyś korzys­tałem, jed­nak trak­towałem go jako opcję “zapisz na później” czyli listę tek­stów, do których nigdy już nie wró­ciłem; ter­az cel mam dokład­nie odwrot­ny — archi­wiz­ować rzeczy, do których wró­cić; to czego mi tu jed­nak braku­je to nieste­ty nie ma opcji katalogów :(

Od wczo­raj tes­tu­ję Rain­Dropa. Ist­nieje spore praw­dopodobieńst­wo, że jeśli po drodze nic się nie wykrza­czy, a ja fak­ty­cznie z taką wytr­wałoś­cią te lin­ki będę archi­wiz­ował, to za kil­ka tygod­ni sięgnę po wer­sję premium.

Sporo o Agile’u

Sku­pi­am się ostat­nio bard­zo moc­no na porząd­kowa­niu wiedzy z obszaru filo­zofii Agile i różnych tech­nik wyko­rzysty­wanych w pra­cy ze Scrumem. Nie będę tu zasypy­wał Was linka­mi i wnioska­mi z tych lek­tur (bo po to szukam narzędzia do zakładek, żeby takie lin­ki sobie odkładać tam, nie tutaj). Ale dokon­ałem jed­nego dosyć ważnego odkrycia w trak­cie tych ostat­nich kilku dni.

Bard­zo częs­to wracam do “Scrum Guide’a”, czyli doku­men­tu, który defini­u­je czym jest Scrum i jakie są jego ramowe założe­nia. Choć czy­tałem go już kilka­naś­cie razy, to wciąż uważam, że… za mało ;) Ale tak bard­zo sku­pi­ałem się na zagłębia­n­iu scru­mowego prze­wod­ni­ka, że zupełnie zapom­ni­ałem o innym, równie ważny, a napewno starszym od “Guide’a” doku­men­cie — pochodzą­cym z 2001 roku  Man­i­feś­cie Agile.

Jego pod­sta­wowe brzmie­nie znam doskonale na pamięć. Ale tym razem zajrza­łem do sekcji opisu­ją­cych dwanaś­cie zasad zwin­nego opro­gramowa­nia. I znalazłem tam odpowiedzi na kwest­ie, które starałem się kil­ka tygod­ni temu odpowied­nio uar­gu­men­tować w roz­mowie z jed­nym z devel­op­erów z naszego zespołu.

Naucz­ka? Pamię­taj o korzeniach!

Zamówiłem aparat

Zabier­ałem się do zakupu małego, kies­zonkowego kom­pak­tu od 3–4 lat. Miałem bard­zo spre­cy­zowane oczeki­wa­nia i wciąż szukałem ideału. Po dokład­nej anal­izie dostęp­nych na rynku rozwiązań okaza­ło się, że… tenże ideał obec­nie nie istnieje.

I albo będę czekał w nieskońc­zoność, aż pojawi się “ten jedyny” (i po zobacze­niu jego ceny zapewne odpuszczę zakup), albo wybiorę zestaw funkcji, który jest dla mnie najbardziej kluc­zowy i w końcu na coś postawię.

Zostałem wierny Canonowi. Ale więcej pewnie (kiedyś) w osob­nym tekś­cie, w którym uza­sad­nię po co mi kole­jny aparat, jakie opc­je odrzu­ciłem, dlaczego wybrałem aku­rat ten i… jak mi się sprawuje :)

Napisałem cztery teksty

Przez tych kil­ka dni pow­stał list do redakcji F5, udało mi się zamknąć tekst, którego pier­wszy akapit skrob­nąłem w listopadzie 2016, dzisi­aj powołałem tymże tek­stem do życia kole­jny niereg­u­larny cykl, a jeśli jutro jest piątek, to zajrzyj­cie tu po nową “Piąteczkę”. Zapew­ni­am — warto!

Nie wiem czy to zasłu­ga choro­by (#choryFlow he he he), ale… wena wróciła.

Mam w głowie kil­ka tem­atów, które chci­ałbym w najbliższym cza­sie tu poruszyć. Trzy­ma­j­cie kciu­ki, żebym utrzy­mał tą dobrą passę.

A tym­cza­sem…

Dajcie znać jak mi poszło

Zabier­a­jąc się za ten tekst wydawał mi się najlep­szym pomysłem na jaki ostat­nio wpadłem. Po spisa­niu tego wszys­tkiego dochodzę do wniosku, że… no… nie wiem. Mógłbym to rozdzielić na kil­ka osob­nych postów w ramach cyk­lu Zwięźle, ale praw­da jest taka, że zapewne więk­szość z napisanego już tu tek­stu nie ujrza­ła­by światła dzi­en­nego przez najbliższe lata świetlne.

W myśl kul­tu­ry ekspery­men­tu, którą od pewnego cza­su moc­no pro­mu­ję doszedłem do wniosku, że puszczam to w świat. Ale ekspery­men­ty nie mają sen­su, jeśli nie gro­madzę infor­ma­cji zwrot­nych na jego tem­at. A te może­cie udzielić mi wyłącznie Wy.

Jeśli udało Ci się dotrzeć do koń­ca tych wynurzeń, to pozwól że podz­ięku­ję Ci i pograt­u­lu­ję wytrwałości.

I proszę, daj znać: czy ta for­muła ma w ogóle sens?