Siedzę w ciemnym pokoju. W absolutnej ciszy. Kursor mruga bez opamiętania, a ja nie wiem o czym w ogóle chcę tu napisać.
Wiem tylko, że chcę, żeby zabrzmiało poważnie.
Wesołek
Wiodę beztroskie życie.
Wszystko co wrzucam na fejsa, instagrama czy snapika to prawda. Czasem kawka po pracy, czasem koncert w weekend, a innym razem wycieczka za miasto. Czasem zamulam na kanapie przed telewizorem i tkwię tak przez kilka tygodni. Ale po chwili daję sobie w twarz i staram się nadrobić zmarnowany czas.
Generalnie można powiedzieć, że jestem wesołkiem, który stara się czerpać trochę energii z życia i otoczenia.
Przyjąłem taki styl życia kilka lat temu i staram się nim zarażać moje otoczenie.
Tak też staram się prowadzić tutejszą narrację. Ironicznie i lekko. A nawet jeśli czasem narzekam, to staram się byś pointę, drogi Czytelniku, czytał z uśmiechem (czy mi to wychodzi zostawiam już Twojej ocenie).
I wszystko to roztrzaskuje się w drobny mak, gdy okazuje się, że jedna z najbliższych mi osób ciężko choruje.
I po co to piszę?
Bo muszę Wam wyjaśnić chwilową ciszę.
Jakiś czas temu obiecałem sobie, że nie będzie tu miesięcznych przestojów. I z gorszym lub lepszym skutkiem udawało mi się to realizować.
W obecnej chwili nie mam energii na pisanie wesołych historii. Mam jednak w sobie trochę emocji, którym muszę dać jakiś upust. I być może zrobię to tu. Bo to drugi powód powstania tego tekstu. Takich postów odblokowujących mnie na pisanie było już tu kilka i zazwyczaj działało (na przykład ten).
Więc… trzymajcie kciuki. Ale nie za tego bloga. Za to, żeby po prostu wszystko się poukładało.
PS. Co, przydałby się teraz fejsbukowy przycisk empatii, co nie?